Kara czy konsekwencja? – czyli o ślepej uliczce, w którą wpada mnóstwo rodziców

kara czy konsekwencja

W artykule: Dowiedz się, dlaczego klasyczne rozróżnianie „kary” i „konsekwencji” często nie wystarcza, i jak możesz budować w domu kulturę odpowiedzialności bez strachu i bez pobłażliwości.

Myślę o tym stawianiu limitu zachowaniom – gdy dziecko sypie piaskiem, to zabieram je z piaskownicy.
Czy to nie jest jakiś rodzaj zawoalowanej kary? Czy to raczej konsekwencja jego zachowania?

To jedno z pytań, które najczęściej zadają mi moi klienci. Nadszedł więc czas, abyśmy zajęli się tym tematem.

kara czy konsekwencja

kara czy konsekwencja – oto jest pytanie

Przywołam jeszcze jeden przykład podobnych wątpliwości (napotkany w jednej z grup rodzicielskich).

Otóż jedna mama w grupie na FB zapytała o to, jak podejść do sytuacji, kiedy dziecko rozbija (specjalnie lub przypadkiem, nie ma to większego znaczenia) jakiś przedmiot wartościowy dla rodzica, np. pamiątkowy wazon.

Co w takiej sytuacji byłoby konsekwencją, a co karą? Czy na przykład powiedzenie mu, aby posprzątało lub zapłaciło z kieszonkowego jest konsekwencją? Czy raczej karą?

Post doczekał się ponad stu komentarzy. Jedna z osób napisała, że konsekwencją rozbicia wazonu jest wazon w kawałkach i ewentualnie emocje właściciela, a zapłacenie z kieszonkowego to kara (przywołuję akurat te słowa, bo zostały napisane przez osobę znaną w świecie poradnictwa rodzicielskiego).

Ktoś inny napisał jeszcze mocniej – wszystko ponad rozbity wazon to kara.

Przyznam, że mam ochotę zawołać głośne: Hola, hola! Naprawdę WSZYSTKO ponad to jest karą?

Zacznijmy więc od początku.

co to jest kara?

Sięgnijmy do definicji, żeby sprawdzić, czym w ogóle jest kara.

Sprawdźmy, czym ona jest według behawioryzmu, który jest najbardziej znany z rozpowszechnienia systemu kar i nagród.

Kara jest to bodziec wywołujący ból lub inne nieprzyjemne odczucia mający w efekcie spowodować to, że karana jednostka dostosuje się do wymogów i zależnie od sytuacji przestanie wykonywać lub znacznie ograniczy społecznie niepożądane czynności albo będzie wykonywać czynności pożądane. (za Wikipedią)

Karą są zatem działania, które mają być nieprzyjemne dla karanej osoby i mają na celu sprawić, aby przestała ona coś robić lub zaczęła coś robić, zgodnie z oczekiwaniami osoby karzącej.

Czy da się tę definicję dopasować do sytuacji z rozbitym wazonem i oczekiwaniem, że dziecko posprząta lub nawet odkupi wazon ze swojego kieszonkowego?

Wbrew temu, co powiedziałoby mnóstwo przedstawicieli nurtu RB, nie za bardzo.

Bo oczekując sprzątania, większość rodziców nie miałaby intencji, aby to sprzątanie było czymś nieprzyjemnym i zniechęcało do tłuczenia kolejnych wazonów w domu.

Oczekiwaliby sprzątania, bo… na podłodze są skorupy, które pochodzą z zachowania dziecka, a nie rodzica!

I po prostu trzeba to sprzątnąć.

Zapewne znaleźliby się i tacy, którzy mieliby właśnie taką intencję z tyłu głowy – aby sprzątanie było karą. Lub aby zapłacenie za wazon było karą.

Ale jeśli miałoby ono być po prostu zwrotem za to, co zostało zniszczone, nijak nie pasuje to do definicji kary.

czy w takim razie jest to konsekwencja?

Też niekoniecznie.

Dużo zależy od tego, co w ogóle rozumiemy przez to słowo.

Słownik Języka Polskiego mówi, że konsekwencja to po prostu następstwo, rezultat czegoś – nie ma tu ani słowa o tym, że to następstwo musi być “naturalne” i płynąć wyłącznie z naturalnych praw rządzących światem (jak to zwykle przedstawiają zwolennicy RB).

Na potrzeby tych rozważań weźmy jednak pod uwagę taką definicję:

Konsekwencja wynika z działania praw przyrody, wydarza się nawet wtedy, kiedy nikt nie widzi działania dziecka. (za Agnieszką Stein).

W takim rozumieniu oczekiwanie, by dziecko posprzątało rozbity wazon nie jest konsekwencją. To rodzic ma swoje oczekiwania, to on mówi o tym dziecku, nie ma to nic wspólnego z prawami przyrody.

Czyli konsekwencja to też nie jest.

Co zatem?

Dochodzimy do sedna – w sytuacjach rodzicielskich nie wszystkie zachowania rodzica są albo karą, (albo nagrodą) albo konsekwencją!

rodzic rozmawia z dzieckiem o jego zachowaniu w spokojny sposób

 
Dlaczego rodzice często się w tym gubią?

Myślę, że teoretycznie wszyscy to wiemy, piszą o tym również specjaliści nurtu RB, natomiast kiedy przychodzi co do czego i pochylamy się nad konkretnymi sytuacjami z życia, nagle wszystko zostaje sprowadzone do tych dwóch opcji.

I trwają długie dyskusje, które tak naprawdę do niczego nie prowadzą, a raczej wprowadzają zamieszanie.

(Właśnie dlatego w systemie rodzicielskim, który stosuję w swoim domu i o którym uczę, nie używam zbyt często słowa “konsekwencja”. Bo pociąga ono za sobą taki ogrom wątpliwości i pytań, że wolę się w to nie pchać. A tak naprawdę nie jest ono zbytnio potrzebne.)

To, co przed chwilą napisałam, jest niezmiernie ważne.

Nie musisz się zastanawiać nad tym, czy coś jest karą czy konsekwencją.

Nie musisz śledzić kolejnych wątków w grupie na FB czy szukać artykułów na ten temat.

Tak naprawdę to nie ma większego znaczenia!

To nie tutaj leży sedno sprawy.

Czym kierować się w wychowaniu – sedno sprawy

Sedno leży w tym, czy określone zachowanie rodzica będzie prowadziło do efektów, o jakie mu chodzi, czy raczej niekoniecznie:
– czy będzie budowało bliskość z dzieckiem, czy nie,
– czy pomoże mu wziąć odpowiedzialność za swoje zachowanie, czy nie,
– czy zachęci je do naprawienia tego, co się stało, czy nie,
– czy przyczyni się do przekazaniu mu wartości, które są według rodzica ważne, czy nie,
– czy długofalowo jest dla niego dobre, czy nie.

Przecież tak naprawdę o to w tym wszystkim chodzi.

Na tym polega wychowanie dziecka – że stajemy się jego Przewodnikiem po życiu i przekazujemy mu to, co uważamy za najważniejsze.

No dobrze, to mamy za sobą wstęp teoretyczny.

Teraz “przyłóżmy” go do przykładów, o których napisałam na początku.

Kara czy konsekwencja – przykłady z życia

Jak to jest więc z tym wazonem?

Czy można oczekiwać, aby dziecko po sobie posprzątało (lub aby zapłaciło za to, co zniszczyło), czy raczej będzie to jednoznacznie karą?

Tak, jak napisałam, jak najbardziej mogą być sytuacje, w których będzie to karą (kiedy na przykład rodzic pod wpływem emocji rzuca nieprzyjemnym tonem:
Masz za to teraz zapłacić! Może w końcu się nauczysz, żeby bardziej uważać!

Ale jest też inny scenariusz.

Można to porównać do uczenia dzieci, że codziennie myjemy zęby. Po prostu mamy taką kulturę domu, takie oczekiwanie, że dzień w dzień te zęby myjemy. I rodzic szuka sposobów, jak pomóc wyrobić nawyk mycia zębów.

Czy to jest kara, że codziennie oczekujemy, że dziecko umyje zęby?

Oczywiście, że nie!

To jest dbanie o to, aby nauczyć je tego, co uznajemy za ważne.

Dokładnie to samo dzieje się w sprawie wazonu.

Rozbity wazon – kara czy lekcja odpowiedzialności?

Rodzic wie, że dziecko, jak każdy człowiek, potrzebuje szansy, aby naprawić w jakiś sposób to, co zepsuło (tak ogólnie funkcjonuje nasza natura – że czujemy się znacznie lepiej, kiedy możemy “zamknąć sprawę” poprzez dokonanie naprawy).

Od początku życia dziecka modeluje więc branie odpowiedzialności za swoje czyny, również te dokonywane pod wpływem emocji. Kiedy coś zepsuje, naprawia to (co może oznaczać różne działania, zależnie od sytuacji).

Zależy mu na tym, aby uczyć dziecko brania odpowiedzialności i dlatego w domu tworzy “kulturę odpowiedzialności” – ogólne oczekiwanie, że tak po prostu się zachowujemy, że kiedy coś zepsujemy, wtedy szukamy pomysłu, jak możemy to naprawić.

Tworzy również kulturę, w której wszyscy w rodzinie troszczą się o rzeczy innych osób, a kiedy ktoś zepsuje coś, co należy do innego członka rodziny, jakoś to naprawia (zależnie od sytuacji, ale niekiedy pojawia się jednoznaczne oczekiwanie, że trzeba za to zapłacić ze swoich pieniędzy).

Kiedy przychodzi co do czego, rodzic nie zmusza dziecka do naprawiania (nie krzyczy na niego, nie wymusza nic siłą, groźbą czy szantażem), ale z miłością i cierpliwością przypomina o tym, że zawsze naprawiamy to, co zepsuliśmy i że jest pewny, że dziecko znajdzie sposób, jak może to zrobić.

Jeśli trzeba, pomaga dziecku z jego emocjami. Rozmawia o tym, co takiego się stało, że dziecko zniszczyło daną rzecz.

I jednocześnie nie rezygnuje ze swojego oczekiwania.

Robi to nie dlatego, że chce je ukarać.

Ale dlatego, że uczy je brania odpowiedzialności oraz dbania o drugiego człowieka i jego rzeczy.

Piaskownica – kiedy rodzic stawia granice

Teraz jeszcze dwa słowa o piaskownicy i zabieraniu z niej dziecka, kiedy sypie w oczy innym dzieciom i nie reaguje na to, kiedy rodzic mówi, żeby przestało.

Czy zabranie dziecka z piaskownicy w takiej sytuacji jest karą?

Zgodnie z definicją – nie, nie jest (chyba, że rodzic robi to z intencją sprawienia dziecku nieprzyjemności, aby nauczyć je na przyszłość, że ma nie robić tego więcej).

Rodzic zabiera dziecko, bo z jakiegoś powodu ono samo w tej chwili NIE JEST W STANIE zachować się inaczej.

Może jest rozzłoszczone. A może rozochocone i myśli, że sypanie piasku na innych to super zabawa.

Nie potrafi się zatrzymać (a może nawet jeszcze nie rozumie, dlaczego trzeba to zrobić).

W tej sytuacji to zadanie rodzica, aby “pożyczyć” mu swoją umiejętność samokontroli i zatrzymać jego zachowanie. Zabrać w miejsce, gdzie może się uspokoić. Później ewentualnie znów spróbować do tej piaskownicy wejść. Albo i wrócić do domu, jeśli nie ma już więcej czasu (albo dziecko nie jest w stanie szybko wrócić do równowagi).

Po prostu są takie sytuacje, kiedy dziecko nie jest w stanie samo zachować się “odpowiednio”. Pod tym słowem rozumiem szereg różnych rzeczy – generalnie chodzi o to, aby zachowywać się bezpiecznie dla siebie i innych, ale też aby nie robić innym przykrości, na które nie mają ochoty albo zastosować się do zasad panujących w danym miejscu, np. być cicho w czytelni czy w kościele.

Wtedy wkracza rodzic i stawia limit zachowaniu.

Oczywiście wszystko musi być dostosowane do wieku dziecka i sytuacji (nie zachowujemy się dokładnie tak samo wobec dwulatka, jak wobec ośmiolatka).

Ale wkroczenie rodzica w takiej sytuacji nie ma nic wspólnego z karaniem.

Rodzic stawia granicę dziecku w piaskownicy

Podsumowanie – jak mądrze towarzyszyć dziecku

Podsumujmy.

1. Dyskusje o tym, czy coś jest karą czy konsekwencją w moim odczuciu często nie mają większego sensu.

2. Istnieją różne sposoby, aby uczyć dzieci tego, na czym nam zależy – nie trzeba wszystkiego rozpatrywać w kategoriach kary, nagrody czy konsekwencji.

3. Jako rodzic masz prawo (a nawet obowiązek!) podejmować ważne decyzje w Waszym domu i przekazywać dzieciom wartości, na których Ci zależy. Nie musisz tylko biernie czekać, aż dziecko samo do wszystkiego dojdzie.

Jeśli ten tekst dał Ci do myślenia i chcesz dowiedzieć się więcej o stawianiu granic i uczeniu dzieci odpowiedzialności – zapisz się na mój newsletter TUTAJ. Otrzymasz praktyczne wskazówki i materiały, które pomogą Ci wychowywać samodzielne i odpowiedzialne dziecko z poczuciem bliskości i spokoju.

Obowiązki domowe dla dzieci: jak je wprowadzić i utrzymać

Dziecko uczące się obowiązków domowych

W artykule: Dowiedz się, jak nauczyć dziecko obowiązków domowych w prosty i skuteczny sposób i sprawdź, jakie błędy popełniasz.

Weszłam do łazienki i zobaczyłam leżący na podłodze ręcznik. Zapytałam spokojnie stojącego obok syna:

– Kto zostawił po kąpieli ten ręcznik?

– Ja nie. Ja już nie zostawiam po sobie ręczników.

Uśmiechnęłam się pod nosem i pomyślałam, że to zapewne młodszy syn, bo on niedawno brał prysznic.

Uśmiechnęłam się nie dlatego, że cieszy mnie, kiedy któreś z dzieci zostawia po sobie na podłodze mokre rzeczy. Ale dlatego, że całkiem niedawno podobne zachowania miał nasz starszy syn i poświęciliśmy nieco czasu, aby to się zmieniło.

– Tak, ty już nie zostawiasz. Zobacz, jakie to jest fajne, że jeszcze niedawno o tym nie pamiętałeś, żeby ręcznik odwiesić na kaloryfer, a teraz już pamiętasz! Nauczyłeś się. Janek jeszcze tego nie umie, ale też się niedługo nauczy.

Dziecko uczące się obowiązków domowych

jak nauczyć dziecko obowiązków domowych?

Jak jako rodzice możemy wspierać nasze dzieci w wykonywaniu obowiązków, aby na koniec dnia wszystko nie zostało na naszej głowie?

W pewnym sensie jesteśmy na straconej pozycji – dziecko w naturalny sposób ma skłonność wybierać to, co dla niego łatwiejsze, a nie to, co bardziej potrzebne.

Co więc możemy robić? Pamiętaj tylko, że ten temat jest na tyle szeroki (i głęboki), że ten jeden artykuł będzie raczej wstępem do wstępu, niż pełnym rozwiązaniem problemu.

1. Nie ma jednego rozwiązania na każdą możliwą sytuację

Chociaż używamy jednego, zbiorczego hasła „obowiązki domowe”, tak naprawdę składa się na nie setki różnych spraw i tematów.

Sprzątanie swojego pokoju nie jest tym samym, co odnoszenie talerza i szklanki po zjedzeniu kolacji do zlewu (jedno dotyczy przestrzeni prywatnej dziecka, drugie – przestrzeni wspólnej).

Odnoszenie talerza do zlewu nie jest tym samym, co wstawianie prania (jedno dotyczy przedmiotów, które używało wyłącznie dziecko, drugie – ubrań, wśród których są zarówno jego rzeczy, jak i rzeczy innych członków rodziny).

A wstawianie prania nie jest tym samym co podlewanie kwiatów (jedno dotyczy ubrań wszystkich członków rodziny, w tym dziecka, a drugie może nie mieć z dzieckiem nic wspólnego, bo kwiatkami się nie interesuje, a to bardziej mama/tata chcą je mieć w domu).

Skoro więc obowiązki domowe różnią się między sobą, nieco inaczej będzie wyglądało uczenie, jak je wykonywać, zależnie od tego, o co chodzi.

Obowiązki różnią się między sobą

Spójrzmy chociażby na sprzątanie swojego pokoju. W naszym domu pokoje dzieci są oddane w ich ręce, z pewnymi niuansami.
– Często proponuję, że jeśli chciałyby posprzątać, chętnie w tym pomogę, wystarczy, że poproszą.
– Kiedy odkurzamy w domu, robimy to również u nich, o ile na podłodze nie ma leżących przedmiotów.
– Kiedy zapraszamy gości, zawsze zachęcamy do sprzątania w swoim pokoju (i pomagamy w razie potrzeby) – jeśli chcą, aby babcia czy wujek bawili się z nimi w ich pokoju, musi być na to miejsce.
– Regularnie dbamy o to, aby pozbywać się rzeczy, których już nie potrzebujemy (kiedy dzieci chcą kupić sobie coś nowego, robimy przegląd pokojów, czego możemy się pozbyć) – w ten sposób z ich przestrzeni często „wychodzą” różnego rodzaju zabawki czy gazetki i jest łatwiej sprzątać.

To tylko kilka „niuansów”, o których wspomniałam powyżej. Zauważ też, że dotyczy to wyłącznie pokojów, a przecież na obowiązki domowe składa się cała masa innych zadań!

Powyższy „niuanse” (i wszystkie inne, które dotyczą innych zadań w domu) są efektem długotrwałych przemyśleń, rozmów, ustaleń, kultury naszej rodziny. Nie powstały w jednej chwili.

Czyli żeby one wszystkie zaistniały, potrzebne są CZAS i MIEJSCE na przemyślenia, ustalenia, rozmowy – zarówno samych rodziców pomiędzy sobą, jak i wspólnie z dziećmi.

Ja z mężem często omawiamy różne pomysły na to, jak usprawnić w naszym domu różne sprawy. Mamy też spotkania rodzinne, na których ustalamy niektóre zagadnienia wspólnie z dziećmi.

Tu mamy więc pierwszy wniosek:

Rodzina potrzebuje przestrzeni i czasu na szukanie rozwiązań najlepszych na dany czas.

Nie da się tego zrobić w biegu i na szybko. Zwykle też nie da się tego zrobić raz na zawsze.

Lista obowiązków domowych

 
2. Aby wypełniać obowiązki, konieczne jest trenowanie samodyscypliny

Samodyscyplina to jest to coś, co sprawia, że bierzemy się do pracy, którą uważany za ważną czy konieczną, nawet, jeśli w danej chwili nie za bardzo nam się chce.

Dzieci nie rodzą się z tą umiejętnością, ale uczą się jej krok po kroku od początku życia.

Tym, co sprawia, że u dziecka zaczyna kształtować się samodyscyplina, jest stawianie limitów jego zachowaniom. Dodam: umiejętne stawianie limitów.

czym są limity?

To jakby granice, które rodzic nakreśla wokół zachowania dziecka, pokazujące, co jest ok, a co nie jest ok.

Mogą dotyczyć zasad bezpieczeństwa (np. dziecko nie może wybiegać na ulicę), życia społecznego (np. nie przepychamy się w kolejce do zjeżdżalni na placu zabaw), kultury życia w danej rodzinie (np. po kąpieli odkładamy ręczniki na kaloryfer, a nie zostawiamy ich na ziemi) czy granic osobistych danego rodzica (np. nie chcę, abyście teraz hałasowali, bo boli mnie głowa).

Limity mogą określać, czego nie chcemy, aby dziecko robiło (np. nie chcemy, aby grało piłką w kuchni) lub co chcemy, aby zrobiło (np. chcemy, aby wracało  już z nami z placu zabaw do domu). Niektóre limity są stałe, inne mogą się zmieniać zależnie od sytuacji czy potrzeby.

Muszą być powiązane z refleksją i świadomym rozwojem rodzica (!!!), aby nie stały się po prostu żądaniami i kontrolowaniem dziecka, by robiło to, co rodzic sobie wymyślił.

O limitach mogłabym pisać jeszcze sporo, bo jest to temat niezwykle ważny – jak zaznaczyłam na początku, to właśnie one są początkiem samodyscypliny. Tym tematem bardzo szczegółowo zajmuję się w programie Prostsze Rodzicielstwo.

Na potrzeby naszych rozważań dodam jeszcze dwie ważne informacje:

1) limity stawiamy na zachowanie, a nie na emocje (wszystkie emocje są dozwolone),
2) limity stawiamy ze zrozumieniem perspektywy dziecka (czyli z empatią).

jak to wygląda na przykładzie

Wróćmy więc do przykładu ręczników na podłodze.

Kiedy nasz syn zaczął samodzielnie się kąpać (lub brać prysznic), za każdym razem kończyło się to mokrą podłogą i ręcznikiem na ziemi. Kiedy był młodszy, widział, jak my to robimy – po skończonej kąpieli przecieramy podłogę, a ręcznik odwieszamy do wyschnięcia – to jednak nie wystarczyło, aby po prostu przejął te nawyki.

Było kilka sytuacji, kiedy z irytacją rzucałam do niego:

– Znowu zostawiłeś ręcznik na podłodze! lub coś w tym stylu, myśląc o tym, dlaczego nie może tego po prostu zrobić.

Ale dość szybko przypomniałam sama sobie: to NIE JEST stawianie limitów. To jest krytykowanie, które do niczego dobrego nie prowadzi (co zresztą widziałam, bo nie sprawiało to, żeby częściej pamiętał o posprzątaniu).

Dlatego pracowałam nad tym, aby zachować spokój w takich sytuacjach. Przypominałam sobie, że to jest nawyk, który trzeba w sobie wykształcić, a to wymaga czasu i cierpliwości. Że ja też mam sporo takich rzeczy, o których nie pamiętam.

Przeprosiłam syna za te chwile, w których traktowałam go nieprzyjemnie z tego powodu. Kiedy zdarzyło się to kolejny raz, poszłam do niego do pokoju i powiedziałam:

Pamiętasz, jak jeszcze niedawno potrzebowałeś naszej pomocy przy kąpaniu się? Teraz już robisz to sam, nauczyłeś się, jesteś coraz bardziej samodzielny. Pracujemy jeszcze nad tym, abyś pamiętał o wytarciu podłogi i odłożeniu ręcznika, jestem pewna, że tego też się niedługo nauczysz. Chodź, pójdziemy do łazienki zrobić to razem.

I później przez pewien czas na różne sposoby mu przypominałam:

Chyba przydałoby się, żeby ten ręcznik dostał nóg i wszedł na kaloryfer… ale dopóki to się nie stanie, pomożesz mu?

Widzę, że jesteś już po kąpieli. Zrobiłeś wszystko, co trzeba zrobić w łazience po wyjściu z wanny? Nie? To chodź, pomogę ci.

Ręcznik, ręcznik, ręcznik! (śpiewnym tonem).

Wiesz, ja też czasem bym chciała, żeby te wszystkie rzeczy w domu robiły się same… albo żeby jakiś skrzat robił je za mnie… ale dopóki nie mamy skrzatów, trzeba wytrzeć podłogę i zabrać ręcznik. Kiedy będziesz to robił, opowiesz mi, co ciekawego przeczytałeś ostatnio w komiksach Kaczora Donalda?

I nie zniechęcałam się, kiedy przewracał oczami na moje słowa lub z irytacją burknął: No doooobra.

To jest stawianie limitów. Ze zrozumieniem, że można zapomnieć, że może się nie chcieć, że czasem jest trudno – i z jednoczesnym podtrzymaniem oczekiwania, że po prostu trzeba to zrobić.

Napisałam wcześniej, że tak rozumiane limity są początkiem samodyscypliny.

Najpierw to rodzic nakreśla granice zachowaniu dziecka – dając przyzwolenie na jego emocje, okazując zrozumienie dla jego perspektywy i jednocześnie podtrzymując limit, nawet, jeśli nie jest to dla dziecka łatwe.

Dziecko powoli uczy się w ten sam sposób traktować samego siebie – dawać sobie przyzwolenie na wszystkie emocje, a jednocześnie nie pozwalać, aby to one rządziły zachowaniem.

Ogólna zasada jest jednak zawsze taka sama:

Przez pierwsze lata życia dziecka głównym sposobem na uczenie samodyscypliny jest umiejętne stawianie limitów z empatią.

Rodzic pomagający dziecku w obowiązkach domowych

3. Niezbędnym elementem rozwiązania jest też przekazywanie wartości

Na koniec krótko o jeszcze jednej sprawie.

Aby to wszystko dobrze ze sobą grało, konieczny jest jeszcze jeden element, który można nazwać przekazywaniem wartości. Składa się na nie między innymi:

  • Rozmawiania z dzieckiem o tym, jak nasze zachowania wpływają na innych i jakie konsekwencje ze sobą niosą.
  • Wspieranie w wyciąganiu wniosków z tego, co dzieje się w jego życiu (na przykład co się stało, kiedy nie zrobiło tego, co obiecało zrobić dla kolegi z klasy).
  • Pokazywanie wzorców godnych naśladowania – z książek, filmów (u nas często są to postacie z Biblii) i dyskutowanie o tym, co te osoby wniosły w życie innych ludzi.

Pisząc to wszystko, mam na myśli prawdziwe rozmawianie – a nie „prawienie kazań”.

Rozmawianie, czyli:
– zadawanie pytań z ciekawością,
– słuchanie,
– dzielenie się przemyśleniami, bez narzucania swojego spojrzenia, ale też
– opowiadanie o swoich błędach z przeszłości czy lekcjach wyciągniętych z trudnych wydarzeń.

W ten sposób dziecko może powoli podjąć decyzję, kto jest dla niego bohaterem – jaki rodzaj zachowań chciałoby naśladować, a jaki niekoniecznie. To kształtuje jego myślenie o sobie, o świecie i ludziach – daje mu pewne wzorce, do których chce dążyć.

Podsumowując:

Wykorzystuj każdą okazję (wspólne oglądanie bajki czy filmu, czytanie książek, obserwacje z placu zabaw czy szkoły) na przekazywanie wartości – ale nie przez kazania, ale przez inspirowanie, dyskusję i rozmowę.

Nic nie dadzą Ci listy obowiązków dla dzieci w różnym wieku czy inne szybkie rozwiązania, jeśli nie zrozumiesz tych fundamentalnych zasad, które stoją za całym procesem uczenia się. Pamiętaj więc o tych trzech elementach – są one niezbędne, aby pomóc dzieciom uczyć się, jak wykonywać obowiązki nawet, jeśli nie zawsze im się chce.

Kiedy rodzicielstwo bliskości nie działa

W artykule: Czujesz, że rodzicielstwo bliskości nie działa w Twoim domu? Zobacz, gdzie może tkwić problem

Na początku drogi rodzicielstwa nie stawiałam jasnych, zrozumiałych granic dziecku, jakby w obawie, że w jakiś sposób wywieram na nie negatywny wpływ… Nie byłam w stanie znaleźć jasnych zasad, czym tak na prawdę jest rodzicielstwo bliskości – niby chciałam podążać za dzieckiem, a tak naprawdę przyzwalałam na zbyt wiele.

Od pewnego czasu coraz częściej spotykam się z wypowiedziami, które brzmią mniej więcej tak, jak ta powyższa.

rodzice nie stawiają granic dzieciom

Kiedy rodzicielstwo bliskości przestaje działać

Pamiętam historię, którą usłyszałam dobrych kilka lat temu – wydaje mi się, że to mogło być ok. 5-6 lat temu. Byliśmy wtedy w odwiedzinach u znajomych i rozmawialiśmy o różnych rozterkach wychowawczych.

Koleżanka podzieliła się ze mną tym, dlaczego ma duże wątpliwości co do rodzicielstwa bliskości (które wtedy nie było jeszcze tak popularne, jak teraz).

Otóż opowiedziała mi, że jedno z małżeństw, z którymi tworzą wspólnotę religijną, samo siebie określa jako rodzice RB. Podczas jednego ze spotkań u innego małżeństwa w mieszkaniu, jedno z ich dzieci zaczęło malować kredkami po ścianach (w nie swoim domu i w miejscu, które raczej nie było do tego przeznaczone).

Jego rodzice zareagowali dość niemrawo, ze śmiechem wspominając coś o dziecięcej ekspresji i nie podejmując bardziej konkretnych kroków, aby je powstrzymać.

Moja koleżanka patrzyła na to ze zdziwieniem, w przekonaniu, że to jedno z zadań rodzica, aby nie pozwalać na tego typu rzeczy.

To (i jeszcze kilka podobnych wydarzeń) skutecznie zraziło ją do tego nurtu wychowawczego.

Między ideą a praktyką – pułapki w rodzicielstwie bliskości

Oczywiście moglibyśmy teraz dyskutować, że Ci rodzice wcale nie stosowali rodzicielstwa bliskości, tylko jego wypaczoną wersję, powstrzymując się od mówienia dziecku „nie”. To wcale nie oznacza, że rodzicielstwo bliskości nie działa.

Albo że właściciele mieszkania sami mogli jasno pokazać swoje granice, bo przecież różni ludzie mają je w różnych miejscach i może im akurat nie przeszkadzało malowanie po ścianach ich mieszkania (jeśli dobrze pamiętam, to rzeczywiście w końcu to zrobili przy braku jednoznacznej reakcji rodziców dziecka).

Problem polega na tym, że to nie są odosobnione historie.

Ja sama od moich klientów dostaję wiadomości o tym, jak oni, pomimo przeczytania mnóstwa książek o wychowaniu czy udziału w różnych kursach, w pewnym momencie odkryli, że doszli do miejsca, gdzie pozwalają dziecku na zbyt dużo.

Nawet, jeśli uznamy, że problem nie leży w samej idei, to gdzieś on na pewno jest, skoro tak dużo osób stosuje jej „wypaczoną wersję”.

 
Czego brakuje w poradach o wychowaniu?

W internecie znajdziesz setki, tysiące artykułów, filmów, kursów i szkoleń o tym, jak być dobrym rodzicem.

Śmiem twierdzić, że problem polega na tym, że często czegoś w nich brakuje.

Nacisk jest kładziony albo na zadbanie o siebie, albo na zaspokajanie potrzeb dziecka.

Otrzymujemy albo ogólne idee, które nie do końca wiemy, jak przełożyć na codzienność, albo bardzo instrumentalne wskazówki, jak się zachować bez szerszego kontekstu zrozumienia siebie i dziecka.

Dostajemy albo suchą wiedzę bez pomocy w jej wdrożeniu, albo wdrożenie jej u siebie, ale bez uwzględnienia tego, że małżonek zachowuje się zupełnie inaczej i używa innych metod wychowawczych.

Kiedy słyszysz od jakiegoś specjalisty, jak akcentuje jeden aspekt wychowania, nie mówiąc wcale lub mówiąc bardzo niewiele o innych, to naturalne, że w Twojej głowie na drugi plan schodzą te pozostałe. Do tego stopnia, że możesz nieświadomie zupełnie przestać się nimi zajmować.

Skupienie się tylko na jednym aspekcie wychowania może mieć bardzo negatywne skutki.

Często prowadzi do przemęczenia rodzica (bo tak bardzo chce „podążać za dzieckiem”) lub konfliktów w małżeństwie (bo przecież nie można pozwolić, by małżonek stosował inne metody, które na pewno krzywdzą dziecko).

Łatwo wtedy dochodzi do wypaczeń, których przecież nikt z nas nie chce, a tak łatwo w nie wpadamy!

rodzic zmęczony tym że rodzicielstwo bliskości nie działa

Moje podejście wychowawcze: cztery elementy, które przywracają równowagę

Właśnie dlatego zdecydowałam się opisywać moje podejście wychowawcze w formie Piramidy Rodzicielskiej, która składa się z czterech elementów. Każdy z nich jest ważny i niezbędny – będą zajmować nieco inną ilość naszego czasu i zaangażowania, ale nie możemy z żadnego zrezygnować.

Jakie to elementy?

1. Zadbanie o siebie jako rodzic
2. Budowanie więzi z dzieckiem
3. Trenowanie umiejętności u dziecka
4. Współpraca z otoczeniem, w którym przebywa dziecko

Pierwszy element stanowi podstawę Piramidy – powinien więc zajmować najwięcej naszej uwagi, czasu i wysiłku. Każdy kolejny bazuje na poprzednim.

Jeśli położymy nieodpowiedni nacisk na któryś z nich, łatwo dochodzi do wykolejenia całości.

Myślę, że nie muszę mówić, że każdy z tych elementów składa się z szeregu różnych umiejętności i działań, z których nie wszystkie są intuicyjne i łatwe. Ale wszystkich jesteśmy w stanie się nauczyć.

Wiedza, która Ci się przyda #3 – moje październikowe polecenia

październikowe polecenia

Internet przepełniony jest wiedzą na każdy temat. Jak zawsze w ostatni piątek miesiąca zapraszam Cię na subiektywny przegląd artykułów związanych z szeroko pojętym życiem rodzinnym. Mam dla Ciebie mnóstwo interesujących treści z różnych blogów.

październikowe polecenia

  1. Kategoria: rozwój osobisty

Dlaczego rozpoczynam od takiego tematu, skoro miałam proponować artykuły dotyczące życia rodzinnego?

To, jak wyglądają Twoje relacje z bliskimi zależy od tego, jak Ty się do nich odnosisz i jak na nich reagujesz. A to zależy od Twojego osobistego rozwoju.

Poziom Twojego wewnętrznego rozwoju decyduje o tym, jak wyglądają Twoje relacje z innymi.

Agnieszka Pieniążek, „Czy do tanga trzeba dwojga, czyli jak stworzyć szczęśliwy związek?

Mam poczucie, że w kontekście małżeństwa dużo mówi się o samej relacji, a mało o konkretnych umiejętnościach, których trzeba się uczyć, aby tę relację tworzyć w odpowiedni sposób. Tak, potrzebne są różne umiejętności. Albo je posiadasz, albo nie – jeśli nie, nie będziesz w stanie stworzyć silnego związku, którym nic nie jest w stanie zachwiać.

Tych umiejętności można się uczyć. Tym właśnie zajmuję się ja – podpowiadam konkretne narzędzia, które możesz wdrażać w Wasze małżeńskie życie. Twoim zadaniem jest je ćwiczyć, uczyć się ich, aż osiągniesz mistrzostwo w tym, jak odnosisz się do męża.

Jedną z niezbędnych umiejętności jest monitorowanie swojego stanu wewnętrznego. W artykule Jak zadbać o siebie, aby pozbyć się frustracji i częściej uśmiechać się w domu pisałam o stanometrze. Musisz być uważna na spadki swojego nastroju, bo to od niego zależy, czy będziesz w stanie odnosić się do bliskich z miłością.

Świetne zestawienie prostych pomysłów na to, jak poprawić swój nastrój podpowiada Mateusz Grzesiak.

8 małych rzeczy, które poprawią Ci humor Mateusz Grzesiak

październikowe polecenia


2. Kategoria: problemy rodzinne

15 października obchodziliśmy Dzień Dziecka Utraconego.

Jest to temat, który dotyczy wielu rodzin. Nie jest łatwo o nim mówić czy pisać, bo i emocje, które towarzyszą rodzicom nie są proste. Bez zbędnych komentarzy chcę Wam polecić artykuł, w którym Marlena Bessman-Paliwoda zadaje pytania organizatorce Dnia Dziecka Utraconego w Lublinie.

W tym wywiadzie znajdą coś dla siebie zarówno rodzice, którzy doświadczyli tej trudnej sytuacji, jak i osoby, które znają kogoś, kto przeżył taką stratę.

Strata dziecka – co dalej? Małżeństwo – mamy się dobrze

 


3. Kategoria: mama a praca

Od prawie pół roku prowadzę bloga. Aktualnie nie przynosi mi on żadnych zysków finansowych, dlatego nie wiem, czy można nazwać go pracą zawodową. Ja go tak traktuję. Dlatego mogę o sobie powiedzieć, że pracuję z dziećmi w domu.

Nie jest to łatwe. Nasza rodzinna sytuacja i tak jest wyjątkowa, bo mój mąż prowadzi własną firmę i sporą część pracy wykonuje w domu. Jesteśmy bardzo elastyczni, jeśli chodzi o zajmowanie się dziećmi.

Nie zmienia to faktu, że to ja zajmuję się nimi najwięcej. Do tego dochodzi pewna część obowiązków domowych. Chcę również dbać o czas na odpoczynek i bycie sama ze sobą. Ilość godzin w ciągu dnia jest jednak ograniczona, dlatego uczę się tego, jak pracować z dziećmi w domu.

Od początku prowadzenia nad blogiem postawiłam sobie cel, że nie będę w sposób regularny siedzieć późno w nocy, aby nad nim pracować. Gdyby tak miało być, nie zdecydowałabym się na ten krok na aktualnym etapie mojego życia. Ważniejsze jest dla mnie, abym była wypoczęta i miała siły i ochotę dbać o relacje z mężem i dziećmi, niż pisanie artykułów po nocach.

Nie zawsze jestem w stanie zrealizować to postanowienie, jednak są to wyjątki, a nie reguła.

Polecam dziś artykuł, który dotyczy właśnie tego tematu. Jak zorganizować pracę, jeśli dzieci są razem ze mną w domu? Odnajduję się w nim bardzo mocno i stosuję nieomal wszystkie opisane w nim sposoby.

Sposoby na pracę z dzieckiem w domu Lekka zmiana mamy

 


4. Kategoria: zabawa

Dla fanów zabawy też coś mam. Propozycja prostej aktywności jesiennej. Wykorzystaj sezon na dynie, kup kolorowe pinezki, gumki recepturki i jesteś przygotowana do zabawy.

Zero dodatkowej pracy, a dużo radości. Takie zabawy uwielbiam.

Zabawy motoryczne z dynią Moje Dzieci Kreatywnie

październikowe polecenia


5. Kategoria: wychowanie dziecka

Znasz termin: pozytywna dyscyplina?

Warto się nim zainteresować. Jest to metoda wychowawcza, która opiera się na wzajemnym szacunku rodzica i dziecka. Skupia się na poszukiwaniu rozwiązań dla trudności wychowawczych, a nie karaniu.

Moje rodzicielskie nawrócenie na wychowanie bez kar i nagród zaczęłam od natrafienia na stronę Positive Parenting Solutions. Wzięłam udział w bezpłatnym webinarze i odkryłam, że to jest właściwy kierunek w naszych poszukiwaniach!

Później skręciłam nieco w stronę Peaceful Parenting (rodzicielstwo pełne spokoju), jednak założenia obu nurtów są dokładnie takie same. Dlatego oba są bliskie mojemu sercu.

Pozytywna Dyscyplina dostarcza bardzo konkretnych narzędzi do radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Dziś zachęcam Cię do zapoznania się z Kartami Technik Pozytywnej Dyscypliny. Przekazują one klarowne podpowiedzi dla rodziców. Tym razem wskazówka dotyczy tego, jak ważne jest proszenie dzieci o pomoc w domowych obowiązkach.

Ja czuję, że popełniłam w tym temacie kilka błędów i nasz syn już nie jest tak chętny do domowych prac, jak był rok temu. Jednak uczę się, zmieniam i wiem, że jeszcze wszystko jest do nadrobienia. Tym bardziej zachęcam, aby posłuchać, co ma do powiedzenia trenerka Pozytywnej Dyscypliny, Joanna Baranowska.

Technika na wtorek – proś o pomoc Pozytywna Dyscyplina

 

Które artykuły były dla Ciebie najbardziej pomocne?

Wiedza, która Ci się przyda #2 – moje wrześniowe polecenia

Internet to wspaniała kopalnia wiedzy i pomysłów. Możesz spędzić długie godziny, przeglądając kolejne strony i artykuły i zawsze będzie coś jeszcze, co mogłabyś przeczytać… Podpowiadam Ci zatem, co zwróciło moją uwagę w ostatnim czasie w tematyce rodzinnej, aby nieco zaoszczędzić Ci konieczności szukania ciekawych tekstów.

wrześniowe polecenia

W ostatni piątek każdego miesiąca podrzucam Wam to, co skłoniło mnie do refleksji na jakiś remat lub odpowiedziało na moje pytania.

 


1. Kategoria: dbanie o samą siebie

Na zdrowe i dające radość relacje w rodzinie składa się nie tylko praca nad swoim wnętrzem, ale również dbanie o swoje ciało. Łatwo o tym zapomnieć w natłoku zajęć, obowiązków i zadań do wykonania. Tymczasem wystarczą proste gesty w jego kierunku, aby poczuć się lepiej.

Dla mnie ważne jest celebrowanie chwili przy pomocy każdego zmysłu. Często na spacerze zatrzymuję się, aby popatrzeć na piękne niebo, oddycham głęboko świeżym powietrzem i wyszukuję różne zapachy. Zwracam na to uwagę również naszym synom, aby świadomie zatrzymywali się i cieszyli swoje oczy, uszy i nos tym, co dzieje się dookoła nas.

W ostatnim czasie odkrywam wielką moc snu w naszym życiu. Pisałam o tym w artykule Odkryj skuteczną metodę na stres poprzez drobną zmianę w zachowaniu. Słuchałam podcastu z udziałem Shawna Stevensona, który napisał książkę Sleep smarter i jestem pod wrażeniem tego, jak wielkie znaczenie ma to, czy się wysypiamy! Sen ma wpływ na nieomal każdą dziedzinę naszego życia: wagę ciała, poziom energii, funkcjonowanie mózgu, gospodarkę hormonalną… W związku z tym oddziałuje również na nasze relacje rodzinne! To, jak się czujesz, decyduje o tym, jak się zachowujesz wobec bliskich.

O tym, jak odzyskać kontakt ze swoim ciałem napisała ostatnio Monika z bloga Dom Dobre Miejsce. Gorąco polecam ten artykuł: życie nabiera nowych barw, kiedy dbamy o to, co dzieje się w naszym ciele.

Jak odzyskać kontakt z ciałem (5 porad prosto z hamaka) – Dom Dobre Miejsce

 


2. Kategoria: Rodzicielstwo

Chyba większość mam zadaje sobie czasem pytanie: Czy takie zachowanie mojego dziecka jest NORMALNE? Czy inne dzieci też tak mają? Świadomość, że nie tylko mój syn czy córka tak się zachowują, jest bardzo uspokajająca.

wrześniowe polecenia

Zauważyłam na przykład, że nasz syn uwielbia chodzić bez koszulki. Jak tylko przychodzi czas zmiany ubrania, ucieka sekundę po tym, jak zdejmiemy mu to, co na sobie miał. Biega, śmieje się i woła: Jestem golaskiem, jestem golaskiem!

Kiedyś na jakiejś grupie na facebooku ktoś poruszył ten temat. Posypała się lawina komentarzy: U mnie jest tak samo! Nasz syn w ogóle nie chce się ubierać! Mógłby cały dzień biegać nago! Czasem nie możemy wyjść na dwór, bo nie chce się ubrać! Uff, czyli z naszym dzieckiem jest wszystko w porządku. To często spotykane w tym wieku.

Zachęcam Cię, abyś zerknęła do artykułu Edyty Zając, w którym znajdziesz przekrój mózgu dwulatka z przymrużeniem oka. Ja znalazłam tam wiele cech, które nasz syn ma. Można odetchnąć z ulgą.

Bunt dwulatka – przekrój mózgu dziecka – Edyta Zając

 


3. Kategoria: Czas dla rodziny

Jak zawsze mam też coś w temacie zabawy.

„Zabawa nie tylko pomaga nam odkrywać, co jest ważne. Jest także ważna sama w sobie.”

Greg McKeown, „Esencjalista”

Jeśli lekceważysz znaczenie zabawy w życiu swoim i swojej rodziny, ucierpią na tym Wasze relacje. Pomaga ona rozładować napięcie emocjonalne, rozluźnić atmosferę, nawiązać kontakt i bliskość, spędzić miło czas… Każdego dnia wieczorem powinnaś sobie zadawać pytanie: czy było dziś w naszym domu miejsce na zabawę? I nie chodzi o dokładanie sobie kolejnego zadania do zrobienia. Codzienne obowiązki też mogą być wykonane z radością i luzem: wspólne odkurzanie, sprzątanie zabawek czy robienie prania.

Ja i Franek co jakiś czas robimy sobie bitwę na ciuchy – kiedy zdejmuję suche ubrania z suszarki (najlepsze są do tego skarpetki) zaczynamy nimi w siebie rzucać po całym pokoju. Jest przy tym masa śmiechu i radości. Później wspólnie wrzucamy skarpetki do odpowiedniej szuflady.

Na najbliższy czas podsuwam Ci ciekawy pomysł na wspólną zabawę plastyczną – rosnące farby z bloga Moje Dzieci Kreatywnie.

Rosnące farby – przepis – Moje Dzieci Kreatywnie

 


4. Kategoria: Emocje

Wrzesień już się kończy. Wiele dzieci poszło w tym miesiącu pierwszy raz do przedszkola. U części z nich mogło pojawić się wiele trudnych emocji. Proces adaptacji przedszkolnej może trwać kilka dni, ale może też zająć kilka miesięcy.

Dzieci są bardzo różne. Jedne z nich od razu odnajdują się w grupie rówieśników i czerpią wiele radości i satysfakcji z przebywania z nimi kilka godzin dziennie. Inne bardzo tęsknią za rodzicami i każdy dzień niesie ze sobą wiele łez i smutku. Jak sobie z tym poradzić? Jak pomóc dziecku w jego trudnych emocjach?

Jeśli Twoje dziecko rozpoczęło przedszkole, polecam Ci tekst Anity Janeczek-Romanowskiej z bloga Być Bliżej. Myślę, że odpowie na kilka Twoich pytań i uspokoi nieco Twoje serce.

Adaptacja do przedszkola – kryzysy – Być Bliżej

 


5. Kategoria: Organizacja

Czy trzeba wszystko w życiu planować, aby osiągnąć to, co chcemy?

wrześniowe polecenia

Ja lubię planować. Lubię mieć różne sprawy uporządkowane i określone. Lubię uporządkowany czas w ciągu dnia oraz przestrzeń wokół mnie. Różnie mi to wychodzi (bo mam problem z utrzymaniem początkowego zachwytu metodą planowania), ale jednak zawsze powracam do kalendarza, kartki papieru czy notatnika.

Myślę, że szczególną potrzebę planowania zaczęłam odczuwać po urodzeniu drugiego dziecka. Okazało się, że mam coraz więcej obowiązków i coraz trudniej mi znaleźć czas na to, co bym jeszcze chciała zrobić. Szukam więc najlepszego sposobu na to, aby uporządkować swoją codzienność i wykorzystać czas najlepiej, jak to możliwe.

Jeśli zastanawiasz się, po co planować i kiedy warto to robić, przeczytaj ten artykuł.

Szczegółowe planowanie, czy spontaniczne działanie? – Czas Glam Mam

 

Jakie artykuły w tym miesiącu zrobiły na Tobie największe wrażenie? Które blogi odwiedzasz najchętniej?

Trudne dziecko – co robić, kiedy wciąż krzyczy, jęczy, rozkazuje, nie słucha?

trudne dziecko

Twoje dziecko próbuje kontrolować wszystkich naokoło?

Nie słucha Twoich próśb, jest nieuprzejme i rozkazuje Ci?

A może ciągle jęczy i marudzi, samo nie wie, czego by chciało?

Często płacze lub krzyczy, co chwilę się denerwuje, rzuca zabawkami lub bije innych?

Mówisz często innym lub myślisz sobie, że masz trudne dziecko.

Bardzo prawdopodobne, że ma po prostu wypełniony po brzegi plecak emocji.



trudne dziecko

Od kiedy patrzymy na naszego syna przez pryzmat plecaka emocji, nasze rodzicielstwo weszło na zupełnie nowy poziom. 

Nauczyłam się obserwować jego zachowania i potrafię często określić, kiedy należy opróżnić jego plecak. Nie zawsze w danym momencie jesteśmy w stanie to zrobić (nie jesteśmy idealnymi rodzicami…). Jednak jest to świetne narzędzie do określenia, skąd pochodzą różne trudne zachowania dziecka.

Kiedy będziesz czytać ten artykuł, może pojawi się w Tobie pytanie: No dobrze, śmiejemy się, bawimy, okazujemy empatię i przytulamy, ale jak mam nauczyć dziecko zachowywać się WŁAŚCIWIE? Gdzie w tym wszystkim miejsce na kary czy konsekwencje? Jak mam wychować dziecko na dobrego człowieka? 

Rozumiem Twoje wątpliwości. Ten artykuł da Ci odpowiedź na pytanie, dlaczego Twoje dziecko zachowuje się w sposób, który Tobie się nie podoba. Podpowiem też, co robić, aby wypakować przepełniony plecak. Natomiast temat kar i konsekwencji będę podejmować w kolejnych artykułach.

Co to jest plecak emocji?

Każdy dzień niesie ze sobą tysiące sytuacji, które wywołują w nas jakieś emocje. Radość, smutek, żal, zniechęcenie, rozczarowanie, euforia, nadzieja, złość… Każde wydarzenie w naszym życiu jest bodźcem do pojawienia się emocji. 

Tak funkcjonują zarówno dorośli, jak i dzieci. Jest to mechanizm, który jest w nas obecny od początku życia. Działamy na zasadzie: bodziec – reakcja, gdzie bodźcem jest jakieś wydarzenie, a reakcją – emocje, które rodzą się w naszym ciele.

Pomyśl teraz o przeciętnym dniu Twojego dziecka. 

Rano w pośpiechu i stresie wybieracie się do przedszkola. Tam spotyka go mnóstwo trudnych sytuacji – ktoś mu zabrał zabawkę, ktoś inny pierwszy zaczął bawić się samochodzikiem, który on najbardziej lubi. Ktoś go wypchnął z kolejki na zjeżdżalnię. Kiedy się przewrócił, przedszkolanka powiedziała mu, żeby przestał już płakać, bo przecież wcale nie uderzył się tak mocno. Po powrocie do domu tata nakrzyczał na niego, kiedy nie chciał sprzątnąć zabawek.

A może Twoje dziecko chodzi już do szkoły, albo jest z Tobą cały dzień w domu. Jakkolwiek wygląda jego grafik, dzień przepełniony jest sytuacjami wywołującymi jakieś emocje. 

Najczęściej nie ma problemu z okazywaniem i przeżywaniem tak zwanych uczuć pozytywnych. Gorzej, kiedy pojawia się u niego złość, zniechęcenie czy żal. Wtedy otoczenie często nie daje mu ich przeżyć.

Wszystkie emocje, których w danym momencie nie chcemy lub nie możemy przeżyć, zostają wepchnięte do plecaka emocji

Znajduje się w nim to, z czym nie umiemy sobie w danej chwili poradzić, z czym nie czujemy się bezpiecznie. Jeśli jakieś uczucie nas przytłacza, wkładamy go do plecaka. Jeśli otoczenie pokazuje nam, że jakaś emocja jest niewłaściwa, niepotrzebna, zła czy niebezpieczna, również ją tam wrzucamy.

Oczywiście sam plecak jest tylko pewnym obrazem. Niechciane i niebezpieczne dla nas uczucia spychamy do podświadomości. Wydaje się, jakby już ich w nas nie było. Ponieważ nie jesteśmy ich świadomi, dlatego również nie mamy nad nimi żadnej kontroli

Cały czas są jednak w naszym ciele i próbują wyskoczyć na powierzchnię. Kiedy w jakieś sytuacji nasz plecak zostanie potrącony, wszystko wysypuje się z niego. Wylewają się emocje, z którymi wcześniej nie potrafiliśmy sobie poradzić. Dlatego często mamy wrażenie, że my sami lub inni ludzie przejawiają emocje silniejsze, niż na to zasługuje konkretna sytuacja.

Pomyśl teraz chwilę o samej sobie i swoim zachowaniu. Zdarzyło Ci się kiedyś zareagować na jakieś wydarzenie w sposób, który zdziwił nawet Ciebie? Rozlałaś kubek mleka i wybuchnęłaś płaczem? Twój mąż powiedział, że nie umyłaś talerzy, a Ty zrobiłaś mu karczemną awanturę? 

Często tłumaczymy to kobiecymi hormonami. Ale nie zawsze to one są powodem. Czasem po prostu cały dzień powstrzymywałaś się od płaczu z jakiegoś powodu i okazało się, że już nie jesteś w stanie robić tego dłużej. Wystarczyło rozlane mleko, żeby wywołać falę łez.

Dzieci mają dokładnie tak samo.


błąd, który popełnia większość rodziców

Najczęściej maluch spycha swoje uczucia do podświadomości, kiedy rodzic lub inna osoba próbują wyciągnąć go z tych uczuć za pomocą słów i racjonalnego myślenia.

  • Nie martw się, to przecież tylko samochodzik, nic się nie stało, że się zepsułMasz mnóstwo innych.
  • Nie masz prawa złościć się na trenera, przecież to ty nie strzeliłeś tego gola. Gdybyś ćwiczył więcej, nie byłoby tego problemu.
  • Nie złość się na siostrę, przecież ty pierwszy zabrałeś jej tę zabawkę. 
  • Nie płacz, przecież ci mówiłam, że na pewno sklep będzie już zamknięty.

Wielu rodziców wypowiada takie słowa, ponieważ są przekonani, że w ten sposób pomagają swojemu dziecku. Myślą: Czy nie wychowam mazgaja, marudy, złośnika, jeśli będę pozwalać na taki długi płacz czy krzyk? Zapewniam Cię, że nie. 

Wprost przeciwnie – jeśli zabraniasz dziecku czuć, jego plecak stopniowo się wypełnia. Po pewnym czasie emocje znów wybuchają, a Ty dziwisz się, dlaczego ona tak gwałtowanie reaguje na to, że dałaś jej niebieski kubek zamiast zielonego.

Trudne dziecko czy dziecko z pełnym plecakiem emocji?

 

Po czym poznać, że plecak Twojego malucha jest wypełniony?

  • Twoja pociecha próbuje kontrolować wszystko, co dzieje się wokół niej. W pierwszej kolejności walczy, by kontrolować swoje zachowanie (ponieważ tego od niej oczekuje otoczenie). Później również Ciebie i Twoje zachowanie oraz wszystkich wokół.
  • Jest nieposłuszne – nie spełnia Twoich próśb, na każdą odpowiada złością i krzykiem. Robi zupełnie na odwrót, jakby złośliwie, patrzy Ci w twarz, śmieje się i robi to, czego mu zabraniasz.
  • Marudzi i jęczy, samo nie wie, czego chce. Kiedy spełnisz jedną jego prośbę, zaraz chce czegoś innego. Wydaje się, jakby nic go nie mogło zadowolić. Jest ciągle na granicy płaczu. Marudzi wciąż, że chce zjeść coś słodkiego lub oglądać telewizję (są to dwa sposoby, za pomocą których wiele dzieci oraz dorosłych próbuje regulować swoje emocje).
  • Dużo się złości. Często reaguje krzykiem, bije inne dzieci lub Ciebie, gryzie, drapie, zachowuje się agresywnie. Atakuje w różny sposób rodzeństwo.

Jak widzisz, zachowania mogą być różne. 

Kiedy kontrolę nad dzieckiem przejmują emocje, wchodzi ono w stan fight, flight or freeze (walcz, uciekaj lub udawaj martwego). Dlatego może różnie postępować przy wypełnionym plecaku: walczy z Tobą, rodzeństwem i całym otoczeniem (zachowuje się agresywnie, prowokuje i zaczepia), ucieka od tego, co dzieje się w nim (na przykład oglądając dużo bajek) lub zamraża swoje emocje (na przykład sięgając po duże ilości słodyczy).

Oczywiście wszystkie powyższe zachowania mogą zdarzać się również dziecku, którego plecak emocji nie jest wypełniony. Jednak w takim przypadku są one sporadyczne, a nie ciągłe i normalne. 

Jeśli każdego dnia obserwujesz u swojej pociechy takie postępowanie, prawdopodobnie w jej plecaku znajduje się mnóstwo rzeczy.

Zauważ, że takie zachowanie zwykle określa się mianem: trudne dziecko. Pamiętaj jednak, że kiedy Twoje dziecko wkurza Cię na każdym kroku, najczęściej to symptomy przepełnionego plecaka emocji.

Człowiek zachowuje się źle, kiedy czuje się źle. Za większością niewłaściwych zachowań stoją emocje, z którymi ktoś nie potrafił sobie poradzić. To dotyczy zarówno dzieci, jak i dorosłych.


Jak pomóc dziecku, kiedy jego plecak emocji jest wypełniony?

Znasz już powód zachowania Twojej pociechy. Teraz pytanie, jaki jest sposób na trudne dziecko?

  1. Śmiech

Śmiech ma cudowne, lecznicze właściwości. Potrafi poradzić sobie niejako z górną warstwą tego, co znajduje się w plecaku. Zmienia biochemię organizmu: redukuje ilość hormonów stresu, a zwiększa ilość oksytocyny, dzięki której dziecko lepiej się czuje i chętniej współpracuje.

Używaj śmiechu, kiedy podejrzewasz, że dziecko ma przepełniony plecak emocji

Wykorzystaj swoją wyobraźnię: wygłupiaj się, ganiajcie się po domu, podrzucaj je do góry, udawaj groźne (ale zabawne) potwory. Poznaj swoją pociechę i zobacz, co wywołuje jej śmiech. Kilka propozycji zabaw znajdziesz tutaj

Nie zawsze jednak będzie możliwe rozśmieszenie dziecka. Kiedy w plecaku znajduje się już zbyt wiele rzeczy, wtedy Twoja pociecha nie będzie chciała zaangażować się w zabawę. Na Twoją propozycję zareaguje złością, krzykiem, ucieczką lub płaczem. 

Wtedy prawdopodobnie konieczny jest drugi środek.

2. Płacz

Kiedy dziecko swoim zachowaniem doprowadza Cię do szału i nie jest skłonne do zabawy, prawdopodobnie po prostu potrzebuje popłakać. 

Dlaczego więc tego nie robi? Ponieważ nie czuje się bezpiecznie. Jego plecak jest przepełniony właśnie z tego powodu: nie czuło się bezpiecznie z emocjami, które w nim się pojawiły. Nie chciało ich czuć, więc zepchnęło je do plecaka. Dlatego również teraz ich unika.

Byłoby cudownie, gdyby Twój syn lub córka przyszli do Ciebie i powiedzieli: Mamo, jestem taki zdenerwowany, potrzebuję teraz po prostu popłakać, a będzie mi lepiej. Jednak takie rzeczy zdarzają się rzadko. 

Zamiast tego rozrzuca jedzenie po podłodze z uśmiechem na ustach, skacze w butach po łóżku i robi wszystko to, o czym wie, że nie powinno. Krzyczy, zaczepia brata i doprowadza Cię do szału.

Twoim zadaniem w takiej sytuacji jest przypomnieć sobie: Moje dziecko po prostu potrzebuje popłakać.

Zamiast dać się sprowokować do kłótni, weź głęboki oddech, pomyśl, że Twoja pociecha przechodzi teraz trudny dla niej czas i świadomie zacznij okazywać mu empatię. Stwórz bezpieczne środowisko, w którym będzie mogło się wypłakać i wyrazić przed Tobą swoje uczucia.

Zastanawiasz się, w jaki sposób możesz stworzyć dla dziecka klimat bezpieczeństwa? 

A może próbowałaś okazywać empatię i miałaś poczucie, że to wcale nie działa, że ono zachowuje się wtedy jeszcze gorzej? Kliknij tutaj, a dowiesz się, jak w praktyce pomóc dziecku się wypłakać. Jak możesz się zachować i co mówić, by chciało przed Tobą wyrazić swoje niechciane uczucia.

Tymczasem zachęcam Cię do jak najczęstszego sięgania po pierwszy sposób, czyli wspólny śmiech.

Im więcej zabawy i radości w Waszej codzienności, tym mniej uczuć w emocjonalnym plecaku. Pilnuj, aby w każdym dniu był czas na choćby 10 minut wygłupów, tarzania się po dywanie, zapasów na niby, czy bitwy na poduszki. Takie zabawy pomogą zarówno Twojemu dziecku, jak i Tobie, o ile sama się rozluźnisz i będziesz cieszyć chwilą. Jeśli nie lubisz bawić się z dzieckiem, przeczytaj koniecznie ten artykuł.

Śmiej się kiedy możesz, płacz, kiedy musisz, a odkryjesz sposób na trudne dziecko.


 P.S. Pamiętaj też, że śmiech i płacz nie są złotym środkiem, który rozwiąże wszystkie Wasze trudności wychowawcze. 

Przeczytaj ten artykuł, aby poznać cztery elementy, które są niezbędne, byś miała pewność, że wychowujesz dzieci, nie wpadając w pułapkę uległości.


Jak reagować na ataki złości u dziecka w miejscach publicznych?

ataki złości

Krzyk, płacz, tupanie nogami, rozkładanie się na ziemi… Wielu rodziców zna te zachowania z własnego doświadczenia. Stają bezradni wobec swojego dziecka, które nie przejmuje się tym, że znajdują się w miejscu publicznym. Rodzic czuje na sobie wzrok innych ludzi, oblewa się rumieńcem i chciałby zapaść się pod ziemię. Co oni sobie o mnie teraz myślą? Na pewno uważają, że jestem kiepską matką, skoro nie potrafię uspokoić swojego dziecka… Jak reagować na ataki złości w miejscach publicznych, by pomóc swojemu dziecku i samej sobie?

ataki złości

Dziecko z miejscu publicznym

Twoje dziecko jest człowiekiem, który ma wolną wolą. Chce decydować o samym sobie. Widać to nieomal od urodzenia – maluch reaguje płaczem, kiedy robisz coś, co mu się nie podoba. Jest to naturalna i właściwa kolej rzeczy.

My często chcielibyśmy, aby dziecko zachowywało się tak, jak nam się to podoba. Aby podawało grzecznie rękę na powitanie wujka, w sklepie szło spokojnie obok wózka z zakupami i potulnie zgadzało się, kiedy odmawiamy mu kupienia drugiego batonika. Poszukujemy metod, aby wymusić na nim przeprowadzenie naszej woli. Oczywiście robimy to z dobrą intencją – jesteśmy dorośli i wiemy, jak należy właściwie zachowywać się w konkretnych sytuacjach. Naturalne jest to, że chcemy nauczyć tego również nasze dzieci.

Bardzo trudną sytuacją dla wielu rodziców są dziecięce ataki złości w miejscach publicznych. W sklepie, na ulicy, przy wychodzeniu z przedszkola lub na spotkaniu rodzinnym u dziadków. Poczucie, że patrzy na mnie i ocenia moje zachowanie tyle osób powoduje, że niekiedy dorośli zachowują się wobec dzieci inaczej, niż zrobiliby to w domu.

Dziecko w miejscu publicznym również często zachowuje się inaczej, niż w domu. Otacza go nadmiar bodźców, jest podekscytowane lub zmęczone (zależnie od sytuacji). Podczas odwiedzin u rodziny może być wybite z codziennego rytmu dnia. W sklepie może być oszołomione otaczającą go muzyką, światłami i ilością ciekawych artykułów, które go otaczają. Po długiej jeździe samochodem w jakieś miejsce miałoby ochotę pobiegać i poszaleć, a nie iść razem z Tobą spokojnie alejkami w supermarkecie.

Nawet najbardziej spokojny maluch miewa ataki złości, również w miejscach publicznych. Po dziecku możesz spodziewać się dziecięcego zachowania! Jego kora przedczołowa nie jest jeszcze w pełni rozwinięta, dlatego nie potrafi kontrolować swoich emocji. Dopiero się tego uczy. Krzyk, płacz, odpychanie i uderzanie osoby, która stoi obok – to wszystko normalne sposoby wyrażania złości u kilkulatka. Nie robi tego po to, aby Cię zdenerwować. Nie robi tego również po to, aby Cię zawstydzić przy obcych ludziach. Jest to zawsze wyraz jego samopoczucia. Nie potrafi inaczej dać Ci znać, że czuje się źle i potrzebuje Twojej pomocy.

 

Autorytarny rodzic – sposób na ataki złości?

Kim jest rodzic autorytarny?

To ktoś, kto stawia wysokie wymagania, ale nie daje dużego wsparcia przy ich wykonywaniu. Oczekuje, że dziecko powinno sobie samo poradzić. A jeśli sobie nie radzi, to znaczy, że mu się nie chce lub że jest niegrzeczne, lub że chce mi zrobić na złość. Generalnie, to jego wina i w związku z tym zasługuje na jakąś karę. Kara wymierzana jest po to, aby sprowadzić je na właściwą drogę i pomóc zachowywać się tak, jak należy w danej sytuacji.

Możliwe, że dziecko zachowywałoby się spokojniej w miejscu publicznym, gdybyś była bardziej autorytarnym rodzicem. Możliwe. Gdybyś dała mu więcej krzyku, straszenia karą, która czeka je po powrocie do domu. Możliwe, że osiągnęłabyś oczekiwany efekt – dziecko, które nie płacze, nie złości się, tylko spokojnie stoi przy kasie razem z Tobą.

ataki złości

Nauka pokazuje jednak, że taki styl wychowania nie wspiera zdrowego rozwoju dziecka w dłuższej perspektywie czasu. Ponadto, działa tak długo, jak długo jesteś w stanie fizycznie kontrolować zachowanie swojego dziecka. Jeśli znikniesz mu z oczu, zacznie robić to samo, co robiło przed chwilą. W ten sposób nie nauczysz go samodzielności i odpowiedzialności – a przecież na tym Ci zależy, prawda?

To, co powinnaś zrobić, to stawianie granic zachowaniu, z empatią i zrozumieniem dla emocji. To prawda, że dziecko nie powinno biegać po restauracji lub skakać po łóżku babci, jeśli ona sobie tego nie życzy. Jeśli będziesz straszyć karą lub konsekwencjami (które Ty sama wymyślisz), może w danej chwili uzyskasz pożądane zachowanie. Jeśli jednak chcesz, aby dziecko zrozumiało, dlaczego konkretne zachowanie jest właściwe i samo chciało je wykonać, droga jest inna.

 

Wskazówki, jak reagować na ataki złości w miejscach publicznych

  1. Lepiej zapobiegać, niż leczyć – zrób wszystko, aby zminimalizować powody do nieprzyjemnych emocji.
  • Zadbaj o zaspokojenie podstawowych potrzeb – jeśli to możliwe, nie zabieraj ze sobą zmęczonego lub głodnego dziecka. Jeśli idziecie do sklepu, a dziecko jest głodne, kup na początku coś, co będzie mogło sobie jeść już w trakcie zakupów. Przed wejściem do domu babci poganiajcie się chwilę po podwórku (Ty biegaj razem z nim – przytulaj je, udawaj, że je gonisz, daj mu odczuć swoją bliskość).
  • Wytłumacz, co będzie się działo i czego od niego oczekujesz – zanim wejdziecie do sklepu powiedz mu, jak będzie wyglądał czas spędzony na zakupach.
  • Zachęć je do pozytywnego włączenia się w sytuację – jeśli idziecie do restauracji, powiedz mu, że kelnerzy krążą po lokalu, nosząc ciepłe jedzenie i napoje na tacach i zapytaj, co wy możecie zrobić, aby ułatwić im pracę i pomóc im, aby nic nie rozlali?

 

2. Bądź obecna.

Dzieci często przeżywają trudne chwile w miejscach publicznych, bo widzą, że nasza uwaga jest zupełnie gdzie indziej. Czują się wtedy mniej pewnie, więc próbują zdobyć naszą uwagę w sposób, który nam się nie podoba. Im bardziej pozostaniesz w kontakcie z dzieckiem, tym mniejsze prawdopodobieństwo jego wybuchu.

 

3. Kiedy dziecko zaczyna być zmęczone, nie lekceważ tego.

Zwykle pod koniec zakupów robimy się coraz bardziej nerwowe i powtarzamy: Wytrzymaj jeszcze kilka minut, już prawie skończyliśmy Musisz jednak pamiętać, że małe dziecko po prostu nie jest w stanie tego zrobić! Zwolnij tempo i znajdź dwie minuty, by odnowić z nim kontakt: przytul go, uśmiechnij się do niego, zanuć mu cicho jakąś piosenkę, zaproś do jakiejś prostej zabawy w trakcie chodzenia po sklepie. Wzmocnienie więzi często wystarczy, by powstrzymać wybuch zmęczenia i złości.

 

4. Przenieś się z dzieckiem w bardziej ustronne miejsce.

Nie uważam, że dziecko nie ma prawa płakać w miejscu publicznym. Problem leży gdzie indziej: Tobie może być trudno poradzić sobie z sytuacją, jeśli będziesz czuła na sobie spojrzenia innych ludzi. Niewielu z nas potrafi przejść obojętnie obok tego, jak reagują inni ludzie na nasz styl wychowawczy. Jeśli wiesz, że czujesz większy stres w miejscu publicznym, lepiej usuń się z oczu innych osób. Jeśli wybuch nastąpił w sklepie i wiesz, że może być coraz gorzej, lepiej zostaw na chwilę zakupy w wózku i wyjdź ze sklepu. Pójdźcie do samochodu, pobliskiego parku lub jakiegoś spokojnego zakątka w hipermarkecie. Tam będziesz mogła poradzić sobie z sytuacją bez zbędnej asysty innych osób.

Jeśli masz możliwość znaleźć ustronne miejsce, możesz tam na spokojnie zająć się uczuciami dziecka. Tak byłoby najlepiej dla niego i dla Ciebie. Jeśli jednak nie ma takiej możliwości, możesz odłożyć pełne zaopiekowanie się nimi na później. Spróbuj zająć dziecko jakąś zabawą lub nieco odwrócić jego uwagę. Nie jest to idealny i rozwojowy sposób radzenia sobie w takich sytuacjach. Jednak nie zawsze możemy pozwolić dziecku, by płakało głośno kilkanaście minut (np. w kinie, samolocie lub restauracji).

 

5. Okaż empatię dla uczuć dziecka.

Nie zawsze jesteś w stanie powstrzymać ataki złości u dziecka. Co zrobić, kiedy widzisz, że zbliża się wybuch?

  • Zadbaj o siebie – odetchnij głęboko i postaraj się uspokoić. Pamiętaj, że kluczem do sukcesu jest zawsze Twoja wewnętrzna harmonia.
  • Zauważ, jak czuje się Twoje dziecko i czego w tym momencie chce (bez oceniania, czy może to mieć, czy nie!) – Bardzo chciałbyś napić się jeszcze tego soku, tak?
  • Pamiętaj, że złość jest obroną przed bardziej niekomfortowymi uczuciami (smutkiem, strachem, żalem) – pomóż dziecku dotrzeć do tych uczuć (Chciałbyś, abyśmy dłużej zostali na tym placu zabaw… Jest ci smutno i przykro, że idziemy już do domu…).
  • Najlepszą obroną na ataki złości jest empatia. Bądź blisko, powiedz głośno, że widzisz smutek, złość, irytację dziecka (Kochanie, widzę, że to jest dla ciebie trudne. Tak bardzo chciałbyś napić się więcej soku. Jesteś zły, bo zabrałam ci kubek.).
  • Jeśli dziecko próbuje Cię uderzyć, odsuń się nieco i powiedz: Możesz się złościć, ale nie zgadzam się, abyś mnie bił. To boli.
  • Jeśli krzyczy do Ciebie, że chce, abyś sobie poszła lub mówi, że Cię nie kocha, nie lubi, nie jesteś dobrą mamą itd., nie bierz do siebie jego słów. W tym momencie nie działa w sposób racjonalny i mówi coś, czego wcale nie myśli. Zapewnij: Jestem przy Tobie. Nie zostawię Cię z tymi trudnymi uczuciami. Jesteś bezpieczny. Nie zostawiaj dziecka samego w takim momencie (pisałam o tym w artykule Dlaczego przytulenie jest lepsze niż karny jeżyk?).
  • Jeśli pozostaniesz spokojna i cierpliwa, najprawdopodobniej złość przemieni się w płacz. Bądź blisko. Jeśli dziecko na to pozwala, przytul je. Jeśli nie, zostań fizycznie blisko. W ten sposób dajesz mu poczucie bezpieczeństwa i pozwalasz wyrzucić z siebie wszystkie emocje. Nie mów zbyt dużo, nie ma takiej potrzeby. Wystarczy, że pokażesz, że jesteś z nim i rozumiesz, że jest zdenerwowany lub smutny.
  • Dziecko, którego emocje zostaną w ten sposób przyjęte, po pewnym czasie uspokaja się i jest bardziej spokojne, zrelaksowane i chętne do współpracy.

 

6. Daj mu swoją uwagę po powrocie do domu.

Kiedy wrócicie, spędź z dzieckiem nieco czasu, odnawiając z nim swój kontakt. Przytulajcie się, pobawcie razem (kilka pomysłów na zabawy rozładowujące emocje znajdziesz w artykule Co zrobić, kiedy dziecko mnie nie słucha?). Opowiedz mu też historię o tym, co wydarzyło się wcześniej. Dziecko potrzebuje, by ktoś opowiadał mu o jego uczuciach i zachowaniach. Dzięki temu lepiej rozumie, co się stało – w ten sposób budowana jest jego kora przedczołowa.

Byliśmy dzisiaj na zakupach w sklepie. Chciałaś, żebym kupiła Ci batonik. Kiedy powiedziałam, że nie kupimy batonika, krzyknęłaś: Ale ja bardzo chcę! Bardzo! I próbowałaś mnie uderzyć. Ja powiedziałam, że nie zgadzam się, abyś mnie biła. Wtedy zaczęłaś płakać. Byłam blisko Ciebie, kiedy płakałaś. Kiedy byłaś gotowa, przytuliłyśmy się i poczułaś się lepiej.

ataki złości

Ataki złości u dziecka w miejscu publicznym to często stresujące wydarzenie dla rodzica. Samo radzenie sobie z trudnymi emocjami bywa męczące, do tego dochodzi jeszcze presja otoczenia. Pamiętaj, że w pierwszej kolejności warto im zapobiegać. Zadbaj o zaspokojenie podstawowych potrzeb dziecka, a przed wyjścia do miejsca publicznego daj mu dużo swojej kochającej uwagi i kontaktu. Nie oczekuj od niego, że będzie w stanie stać, siedzieć lub spokojnie spacerować długi czas. Planuj wyjścia w ten sposób, aby był czas i przestrzeń na bieganie i szaleństwa.

Twoją tajną bronią na ataki złości niech będzie empatia wobec uczuć. Ćwicz się w radzeniu sobie z własną złością i daj dziecku cierpliwe zrozumienie dla jego potrzeb. Jeśli wybuch dziecka jest na tyle silny, że nie chcesz radzić sobie z nim w miejscu publicznym, zabierz je w bardziej ustronne miejsce. Daj mu szansę na wyrażenie swoich uczuć, bo tylko wtedy będą mogły odejść. W innym wypadku dziecko nadal będzie nosiło je ze sobą, w swoim niewidzialnym emocjonalnym plecaku.