Mój mąż jest moją siłą, jest moim przewodnikiem i przyjacielem. Ufam mu jak cholera. A jeszcze rok temu było zupełnie inaczej….
Przed wykonaniem pracy
Jeszcze rok temu słowo rozwód wypływało zjadliwie na koniec każdej naszej rozmowy, a awantury spektakularnie brzmiały w ścianach domu. Będę musiała ponieść do śmierci to wspomnienie, widok mojego wielkiego męża uchylającego się od uderzania miski z ciastem naleśnikowym, którą rzuciłam. To chyba taki mój krzyż, to wspomnienie… Ale od początku.
Małżeństwo z dwójką dzieci, 11 lat stażu, rozpoczęte wielką miłością i nadzieją na nowe.
Z czasem jakby niepostrzeżenie zaczęłam przejmować pałeczkę przewodnika. Macierzyństwo dało mi siłę i pewność siebie, tak wiele potrafiłam, tak dobrze sobie radziłam. Tylko ten mój mąż jakiś taki coraz słabszy, coraz wolniejszy, mniej komunikatywny. Coraz mniej bliskości było między nami, coraz chłodniej.
O co chodzi? – pytałam go coraz bardziej natarczywie. Naciskałam, żaliłam się, miałam coraz większe pretensje, potrząsałam nim, w końcu krzyczałam i płakałam, wrzeszczałam.
A to wszystko, choć w moim odczuciu, powinno działać, powinno zwrócić uwagę, naprostować, nie działało lub działało wręcz odwrotnie. Mąż był coraz bardziej wycofany i bierny, ja – coraz bardziej rozżalona, wściekła i zawiedziona.
Kiedy przyszłam ze szpitala z noworodkiem po cesarce, dom był ciemny, zimny, w środku bałagan, a mąż spał.
Wtedy kryzys zaczął się zaostrzać, między nami była zimna wojna trwająca trzy lata. Chciałam go otrzeźwić, chciałam, by mnie kochał, wydawało mi się, że robię wszystko tak, jak wcześniej. Że ja jestem tą dobrą, a to on świruje, jest słaby i zły. I nie chce seksu… przez trzy lata…
Wykonanie pracy
Po jednej z kolejnych awantur (właśnie o brak seksu), w czasie której padły bardzo trudne słowa, w tym o rozwodzie, rycząc w poduszkę, szukałam w necie informacji o kryzysie małżeńskim. Jedną ze stron, na którą weszłam, był blog Agnieszki Domowe Zawirowania. Pamiętam, jak zaczęłam czytać, przestałam płakać i czytałam, czytałam. Marszczyłam brwi i czułam, jak narasta we mnie złość: Jak to ja? To on jest winny, on mnie porzucił uczuciowo, jestem jak słomiana wdowa. Ja mam się cholera zmieniać?!
Z czystej beznadziei zapisałam się na wyzwanie Agnieszki W 30 dni do bardziej szczęśliwego domu. I się zaczęło.
Każdy dzień to była orka. Szybko załapałam, że tu chodzi o moją własną pracę i że to jest niesamowicie wartościowe dla mnie samej.
Najtrudniejszy jednak był moment, gdy zrozumiałam, że to JA rozpoczęłam zaburzanie tej naszej początkowej miłości. W kolejnych zadaniach Agnieszki widziałam siebie z początku małżeństwa – ufną, cierpliwą, oddaną i pamiętałam, jakie to przynosiło wspaniałe efekty. Postanowiłam za wszelką cenę wrócić do tamtej siebie, do stanu przed epoką przejęcia władzy i wprowadzenia kontroli.
Wprowadzane metody dawały szybkie efekty, relacje poprawiały się z dnia na dzień. Zrobiło się ciepło i czule, czułam się kochana i szczęśliwa.
Wtedy wypadł trup z szafy. Znalazłam na komputerze męża zdjęcia, dużo zdjęć, godzących w moje kobiece najczulsze miejsca godności… Pornografia.
Wściekłam się. To za mało powiedziane… szlag mnie trafił. Mąż bardzo się wystraszył. Pisałam wtedy do Agnieszki, przeklinałam, wyłam. Na początku chciałam go po prostu kopnąć w d… i wyprowadzić się, zaczęłam się pakować. Ale pisanie z Agnieszką bardzo mi pomogło. Wsparła mnie, konstruktywnie i silnie, oddała godność, ale i wskazała drogę, by jednak zawalczyć o tę relację.
Zaczęły się rozmowy. Poznałam męża, jakiego nie znałam. Był moment, w którym czułam, jak dorośleję, na serio, czułam, jak pozostawiam za sobą jakąś romantyczną wizję miłości, a osiadam na betonowych realiach. I te realia wcale mnie nie przerażają, raczej utwierdzają w tym, że tego człowieka wybrałam, szczodrze dołożyłam się do naszego teraźniejszego, żałosnego stanu i chcę wyjść z tego razem z nim.
Wybaczyłam i zaczęłam usilnie dalej wprowadzać metody podawane przez Agnieszkę. Kolejny kurs i nowe zmiany, siła jakiej nie było wcześniej i miłość jakiej nie znałam. Bo czym jest ulotne uczucie z początków znajomości przy uczuciu sprawdzonym?
Po wykonaniu pracy
Nauczyłam się, że to ja trzymam mocno w dłoniach to, co czuję i co ma na mnie wpływ. To ja jestem za to odpowiedzialna. Że błędy męża mogą wynikać z jego nieporadności lub lęku, a nie świadczą o złej woli i chęci skrzywdzenia mnie lub upokorzenia. Nauczyłam się, jak radzić sobie w sytuacjach kryzysowych, jak sobie radzić z rzuconą rękawicą, jak milczeć, gdy milczenie jest złotem, jak dbać o siebie, jak rozpoznawać znaki, że za mało dbam o siebie i że z tego powodu tracą wszyscy.
Przypomniałam sobie, jak oddawać mężowi to, co w małżeństwie męskie i jak to buduje moją kobiecość. Wróciła miłość i bliskość. Nasze dzieci z płonącymi oczami patrzą, jak się przytulamy i jak tańczymy.
O dziwo, choć może się wydawać inaczej, ta metoda oddaje wielką moc kobietom. Ja to tak odczuwam: mam tę władzę, mam tę moc, mogę zniszczyć lub rozpocząć niesamowitą wspólną budowlę i widzieć jakie wspaniałe efekty są moim udziałem.
Od siebie dorzuciłam do tej pracy odmawianie Nowenny Pompejańskiej i Nowenny Rozwiązującej Węzły. Jestem wierząca, efekty zdublowanej pracy i wysiłku były i są nie do opisania. Dziękuje za uratowanie mojego małżeństwa!
Anna
Imię autorki zostało zmienione na jej prośbę.
Klucz do sukcesu
- osobista odpowiedzialność – po początkowym buncie Anna zdecydowała, aby wziąć życie, emocje i zachowanie w swoje ręce. Po każdym upadku zaczęła pytać samą siebie: Co ja mogę zrobić, aby zmienić sytuację?
- pobudka i przebaczenie – po początkowych sukcesach przyszło mocne otrzeźwienie z postaci odkrycia zdjęć pornograficznych na komputerze męża. Po wyrzuceniu z siebie silnych, nieprzyjemnych emocji, Anna potraktowała ten moment jako szansę do dalszego rozwoju osobistego i wprowadzenia zmian w relacji
- korzystanie ze wsparcia grupy mocy – kiedy pojawiały się trudności, wątpliwości czy spadek formy, Anna korzystała aktywnie z pomocy mojej grupy na Facebooku lub indywidualnych konsultacji ze mną.